… wracam… choć z trudem… jeszcze się odwracam… jeszcze patrzę wstecz… ale wiedząc, że Jezus jest przede mną muszę kierować swój wzrok i swoje kroki w Jego kierunku…
Tego bloga nie pisze zakonnica. 🙂 Takie doszły do mnie słuchy, że na podstawie przemyśleń jakie tutaj zamieszczam, można by nakreślić sobie taki mój obraz. Jestem kobietą jak każda inna, która ma pragnienia bycia kochaną, pożądaną, przytulaną, podziwianą… sam fakt tego, że mam świadomość, iż jestem piękna, bo stworzona przez doskonałego Boga, który nigdy się nie myli, to wciąż za mało, aby nie popełniać grzechu niewierności Bogu. To niesamowite jak On ściga mnie i pokazuje na każdym kroku jak o mnie dba, a ja wciąż mówię do Niego: „to za mało, udowodnij po raz kolejny, że jestem dla Ciebie ważna, najważniejsza”.
Zbliża się dzień, w którym mój mąż postanowił się wyprowadzić. Patrzę na ten cały rok, który minął i co widzę? Że leżałam zaryczana, pogrążona w smutku i beznadziei. Nie wiedziałam, jak mam się podnieść, jak sprawić by chciało mi się znowu uśmiechać i po prostu żyć. Wtedy zjawiał się jakiś człowiek, który w zwykłej rozmowie, nieświadomie wspomniał o jakieś książce czy filmie, a ja chwytając się wszystkiego, co mogłoby mnie wyciągnąć z otchłani, zaraz sięgałam po daną pozycję, która w tamtym czasie, była jak deska ratunkowa. Jednak na takiej desce nie dopłynęłabym do brzegu, wtedy również o tym wiedziałam. To było na chwilę. Stając się silniejsza, zaczęłam szukać już sama tego, co może pomóc mi żyć z wyrwą, jaka została po odejściu najbliższej osoby.
W tamtym roku byłam na wielu rekolekcjach i kursach ewangelizacyjnych. Dawały mi one siłę i poczucie, że „jest przy tobie Chrystus”. A to już bardzo, bardzo dużo. Mieć świadomość, wiedzieć, być przekonanym, że cokolwiek się dzieje jest ze mną Bóg, który jest moją siłą. Nie opierać się na uczuciach i emocjach, ale na wiedzy i pewności, że Jezus jest obok.
Ale ponieważ Bóg mnie umacnia, Bóg też chce abym stawała się Jego na wyłączność. Uważajcie o co się modlicie! Zaraz wyjaśnię…
Dziś, kiedy mam jechać na rekolekcję przepełnia mnie radość i obawa jednocześnie. Na nich umacniam się niewyobrażalnie. Bóg daje mi łaskę radości i poznania Go w niepojęty dla mnie sposób. Mówi do mnie tak wyraźnie jakby stał obok i szeptał mi do ucha wszystko, co w danym czasie potrzebuję usłyszeć, a nawet więcej. I kiedy wyjeżdżam silna, przepełniona wiedzą, miłością i radością… dopuszcza do mnie złego i czeka, jakiego wyboru dokonam! Sprawdza czy słuchałam go uważnie, czy wierzę temu, co do mnie mówił, czy kocham Go na tyle mocno, by nie ulec podszeptom tego, który we mnie nie wierzy. Tak, to Jezus z premedytacją najpierw wylewa na mnie swoją całą miłość i robi wszystko bym to czuła, a potem ten sam Jezus dopuszcza do mnie złego i wierzy we mnie tak bardzo i tak bardzo mi ufa, że ryzykuje, że moja małość mnie nie pokona, bo przecież On napełnił mnie swoją siłą. Za każdym razem (KAŻDYM!) po rekolekcjach dostawałam taki cios, że momentalnie upadałam na kolana i pytałam z niezrozumieniem: „Boże, co jest?! Gdzie moja siła? Dlaczego???” I mijał dzień i ja już wiedziałam, że to była kolejna próba mojej wierności Bogu. Dzisiaj nazywam to „pakietem rekolekcyjnym”. Nie spodziewałam się jednak, że przyjdzie taka próba bez wcześniejszego umocnienia…
Styczeń był trudnym miesiącem, ponieważ Bóg postawił na mojej drodze człowieka, który ma mnie przeprowadzić przez kolejną próbę wierności Jemu. On daje mi teraz człowieka (!) choć wie, że ryzykuje tym, że wybiorę to co ziemskie, to co cielesne, to czego mi brakuje i przed czym bronię się na wszystkie sposoby… wierność Jezusowi, który mnie umacnia, nie polega tylko na tym, aby nie zgrzeszyć, polega również na tym, abym nauczyła się rezygnować z tego, co jest mi bliskie, czego pragnę i co daje mi radość. Pan sprawdza czy wiem, o co w ogóle się modlę, czy jestem gotowa przyjąć Jego potężną miłość, wyrzekając się siebie i swoich pragnień. Usłyszałam wczoraj podczas spowiedzi: „Bóg nie może wylać na ciebie całej swojej miłości, nie może obdarzyć cię wszystkimi łaskami, jakie ma dla ciebie, bo utoniesz i nie udźwigniesz ich. Dlatego będzie je dawkował w małych ilościach, abyś była w stanie przyjmować je za każdym razem, by cię napełniała Jego miłość i byś z niej czerpała ”.
Wiem, że doświadczenie ostatniego miesiąca daje mi możliwość pójścia o krok dalej. To jest kolejny dar, który mogę dostać, jeśli tylko świadomie zadecyduję, że chcę go przyjąć. Nikt tylko ja sama mogę powiedzieć po raz kolejny „fiat”. Dziś jest to dla mnie niesamowicie trudne doświadczenie, ponieważ muszę zrezygnować z tego, co mam, aby dostać więcej…
Aby sobie pomóc dokonać właściwego wyboru, słucham mojego kierownika duchowego, bo on kieruje mnie na Boże ścieżki… polecił mi, abym posłuchała Adama Szustaka OP w „Projekcie Judyta”. Przesłuchałam i jak zwykle trafił w sedno. Miałam zawsze wielkie pragnienie być kobietą niezależną i księga Judyty może mi w tym pomóc!
U Boga będę szukać potwierdzenia swojego piękna, a nie w oczach człowieka. To dla Niego chcę być kobietą silną, odważną i wierną. Dla Jezusa żyję! Wiem, jaka jestem, kiedy tylko Bóg mnie umacnia, dlatego moim powołaniem i szczęściem jest być „tą kobietą”. Jezus nie da mi zachwytu, pożądania, bliskości cielesnej, jakie daje mężczyzna. To trzeba przyjąć z całą świadomością i bez łudzenia się. Fizyczność jest częścią mnie samej. Jest i niech sobie będzie! Ja nad nią panuję, a nie ona nade mną. A we wszystkim umacnia mnie Bóg!
Na koniec słowa piosenki, które od paru dni wciąż do mnie wracają: „tak mnie skrusz, tak mnie złam, tak mnie wypal Jezu, byś został tylko Ty, byś został tylko Ty, jedynie Ty”.